Przejdź do głównej zawartości

Literatura wchodzi w miasto - rzecz o wystawie Doriana Kaczmarka

Niezwykle rzadko, zbyt rzadko rzec by można, literatura przekracza medium książki i pojawia się w innej przestrzeni. A szkoda. Miałaby wtedy szansę skruszenia schematów w jakich jest zwykle zamykana, pojęć pachnących zatęchłym powietrzem, kurzem i starym papierem. Miałyby szansę pokazać się, z tej nigdy nie ulegającej przedawnieniom, mało znanej szerokiemu odbiorcy, strony.

O takiej literackiej manifestacji będzie dzisiaj. Konkretniej o wystawie "Portrety Doriana", która jest wynikiem fotograficznego kunsztu i literackiej fascynacji.
Po jednej stronie mamy autora portretów – Doriana Kaczmarka, który zaprosił przed obiektyw swoich znajomych. Dwadzieścia cztery zdjęcia, które zachwycają poczuciem bliskości, intensywności uczuć. Pozujący na fotografiach, są tak naturalni i jednocześnie bezpośredni w uchwyconym momencie, że zdają się hipnotyzować, kokietować odbiorcę. Kontakt z modelem, to zdecydowanie najsilniejszy element prac Doriana Kaczmarka. Pomimo bogatej palety stosowanych efektów, od zdjęć czarno-białych, przez kolorowe i takie z zastosowaniem filtrów, mamy bardzo spójną formę wizualnego przekazu – jest nim temat – bardzo intymny portret.
Po drugiej stronie kontekst w jakim prace Doriana Kaczmarka zostały umieszczone. Za sprawą członków Klubu Dyskusji o Książce dwadzieścia cztery portrety zyskały tytuły literackich bohaterów. Dzięki temu widz zmuszony jest do nieustannej konfrontacji wyobrażonej postaci, znanej ze stron książki z przedstawioną na zdjęciu osobą. Co w przypadku, kiedy literacki bohater nie jest znany oglądającemu? Mamy wtedy nawet wartość dodaną, albowiem może być zachętą do sięgnięcia po tytuł pisarskiego dzieła, z którym można, w późniejszym czasie, zestawić przedstawiony obraz. Kolejny dowód na to, że literaturą niczym dobrą grą, można się bawić – a jakże!

Wystawa dostępna dla intelektualnych rozrywek jeszcze do 25 września na placu przed pomnikiem św. Wojciecha. Szczerze polecamy!

 

Zdjęcia z wernisażu: Sebastian Uciński

 












 










 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rowerowa majówka

Porzekadło mówi “w maju jak w gaju” - i ma słuszność. Maj funduje same sensoryczne przyjemności. Jest ciepło, jasno i pachnie. A więc... nie można ignorować tego zaproszenia – trzeba wybyć. Najlepiej swoje podróże w stronę natury dzielić z kimś, kogo lubimy. Świetnie sprawdzają się grupy. Wiemy, bo sprawdziliśmy.  Postanowiliśmy popracować nad kondycją mięśni i przewietrzyć jednoślady. Wyprawa do Parku Etnograficznego w Dziekanowicach nie potrzebowała nawet planu. Po prostu wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy. Ktoś znał trasę i został przewodnikiem wycieczki, a to gdzie zjemy i co będziemy zwiedzać, wspólnie ustaliliśmy po drodze. Wiatr rozwiewał nam włosy, a my mijaliśmy kolejne wioski. Był czas na kawę na plaży i krótką misję turystyczną w skansenie a potem powrót.  W planach mamy powtórkę. Może być na pieszo, rowerem czy samochodem - byle w naturę.

Ameryka tańczy afro-taniec

Od tej książki można się odbić jak od trampoliny. Polecieć wysoko i zanurkować głębiej, albo upaść obok - całkiem zdezorientowanym. To nie jest łatwa literatura. Wymaga. Głównie otwartości, ale także poczucia rytmu, rozumienia ironii i wyczucia smaku. Jednak otwartość jest kluczowa. Wystarczy, aby wystartować i dolecieć do celu. O tym, że nie wszyscy szczęśliwie kończą podróż od strony 1 do 304 dowidzieliśmy się ostatnio. My – czyli członkowie elitarnej, gnieźnieńskiej grupy czytelniczej: Klubu Dyskusji o Książce. Po cichutku można sobie pomyśleć, że tych, którzy wybierają “Mambo Dżambo” Ishmaela Reed’a jako temat rozmowy jest jednak niewielu.   Tym, którzy wylądowali na twardej nawierzchni członkowie Klubu Dyskusji polecają kolejne podejście, bo warto. Warto z wielu powodów. Po pierwsze, aby zmienić nieco perspektywę i spojrzeć na historię i kulturę z tego afroamerykańskiego końca, tak odległego białym Europejczykom. Nadto, aby zasmakować w wybornej, znakomicie napisanej prozie. Sekun

O sennych marach Polaków z czasów powojnia – “Prześniona rewolucja” Andrzeja Ledera

Przyzwyczajeni jesteśmy myśleć o sobie jednostkowo. To kim jestem zawdzięczam sobie: swoim umiejętnościom, staraniom, pracy. Czasem do grona tych, którzy wpłynęli na ten jednostkowy twór, zaliczamy rodzinę, przyjaciół, idoli. A gdyby tak wpisać się w szerszy kontekst społeczny? Co mogłoby się zdarzyć, gdyby tej analizie poddać cały naród? Tym, którzy nie boją się ćwiczeń z logiki historycznej ani społecznej, członkowie Klubu Dyskusji o Książce polecają coś naprawdę wyjątkowego – pozycję autorstwa Andrzeja Ledera “Prześniona rewolucja”. Jeśli macie ochotę na historyczną wyprawę, która nieco rozjaśnia charakter współczesnego narodowego kolorytu – koniecznie sięgnijcie po publikacje Ledera. Jak przyznają członkowie czytelniczej grupy dyskusyjnej, książka łatwa w czytaniu nie jest. Autor operuje dość trudnym językiem, co w przypadku polskich uczonych (niestety) jest dość powszechnym zjawiskiem. Niemniej, “Prześniona rewolucja” to rzecz naprawdę warta uwagi i czytelniczego trudu. Leder opis